wtorek, 18 kwietnia 2017

przeprowadzka

stwierdziłam, że ten blog mi się nie podoba, mój stary styl, same chuje i gówna


to ten


http://thedasideofart.blogspot.com/

piątek, 21 sierpnia 2015

nasza rewolucja - rozdział 1

To jest chyba moje ulubione opowiadanie z tych, które będę zamieszczać na tym blogu. Pierwszy rozdział napisałam już parę miesięcy temu, mam gotowy też już drugi, trzeci i czwarty.
"E-maile" zostają zawieszone na czas nieokreślony. "Ja umieram, John" zostaje jako one-shot. W najbliższym czasie pojawi się trzeci rozdział "małej sprawy".
To tyle z ogłoszeń.
Miłej lektury.

__
- Zrobimy to razem! – zawołała radośnie, obracając się wkoło własnej osi. Przechodzący obok nich mężczyzna w starym, brązowym płaszczu uśmiechnął się rozbawiony. Chodził tedy codziennie i za każdym razem widział jak wygłasza to samo przemówienie. – Zaprowadzimy tu pokój. Dzieciaki takie jak my zaczną czuć się swobodnie, a ja, a ja spróbuję rzucić palenie! Wyobrażasz to sobie, przyjacielu? Świat pełen miłości, tolerancji, akceptacji i sprawiedliwości! Tego nam brakuje. Każdy boi się wystąpić przed szereg i zawołać głosem ludu, więc my musimy to zrobić.
Skończyła mówić, ostatni raz zaciągnęła się dymem. Papieros upadł na brudną ulicę, a dziewczyna przydeptała go glanem. Jej przyjaciel uśmiechnął się leniwie na te słowa, całkowicie zrelaksowany. Siedział na starej, drewnianej skrzynce i opierał się o ścianę jednej z wielu londyńskich kamienic.
- Kiedy tego dokonamy – zaczął – ludzie będą nam dziękować na kolanach. Chciałbym, żeby zbudowali mi pomnik. Ojciec byłby dumny.
- Zbudują nam, zbudują. I to nie jeden, a nawet dwa – parsknęła wesoło i klapnęła obok niego. – Ale będą je budować gwałciciele i mordercy, przed pójściem do więzienia o zaostrzonym rygorze. Żeby tych dobrych nie przemęczać, wykorzysta się te pary zniszczonych rąk.
- Będą płakać rzeźbiąc – stwierdził, kiwając do siebie głową i zaraz wybuchnął gromkim śmiechem.
Dziewczyna dołączyła do niego i zaczęli chichotać razem. Głośno, wyraźnie, a przechodzący ludzie mimowolnie uśmiechali się do siebie widząc tą dwójkę.
~-~          
Ktoś otworzył cicho drzwi, wszedł do środka, zdjął buty. W korytarzu panowała całkowita ciemność, ale Mycroft i tak w spokojnych, lekkich krokach rozpoznał swojego brata. Westchnął ciężko i odłożył książkę na szafkę. Zszedł z łóżka, wyjrzał zza drzwi, akurat w momencie w którym przechodził on obok jego pokoju.
- Zaczekaj – odezwał się spokojnie, a chłopak nadymał policzki. Jednakże posłusznie zwolnił kroku i pozwolił wciągnąć się do pomieszczenia.
Usiadł na łóżku, założył nogę na nogę i przelotnie spojrzał na książkę Salingera. Krzywy uśmiech wykrzywił jego wargi.  Mycroft nigdy nie czytał takich powieści. Czyżby chciał zrozumieć go jakoś? Dotrzeć w inny sposób? Dziewczyna słysząc by to pewnie odłożyłaby swoją fajkę i zaczęła się śmiać, a mężczyzna w brązowym płaszczu uśmiechałby się jak to zwykle bywało, tylko że teraz ciut szerzej.
- Znów spędziłeś cały dzień z Nathalie? – zagadnął Mycroft, opierając się o ścianę. Ręce założył na piersi, a chłopak uśmiechnął się szerzej.
- Tak, tak. Powiedz mi, do czego prowadzi ta rozmowa? Jestem zmęczony.
- Jesteś z rodu Holmes. Nie powinieneś pozwalać sobie na branie używek i spędzenie czasu w jakiś brudnych ulicach, Sherlocku. To nie przystoi!
Uśmiech na twarzy chłopaka znikł, a zastąpiło o obrzydzenie. Wstał i ignorując zszokowane spojrzenie brata skierował się do wyjścia. Zdziwiony tą nagłą zmianą nastroju Mycroft nawet nie próbował go zatrzymać. Chłopak stanął w przejściu i wysyczał:
- Te „brudne ulice” mają więcej kultury i inteligencji niż brytyjska szlachta. Ta nierówność, te podziały… To wszystko jest idiotyczne. Pora zmieść ze sceny tłuste, bezmózgie świnie i wziąć sprawy w swoje ręce. Zastanów się, bracie, czy wolisz stać po stronie pieniędzy i braku współczucia, czy sprawiedliwości. Gdybyś wiedział jak tamci ludzie cierpią. Ile rzeczy im brakuje. A szlachta tylko napełnia swoje portfele, choć te pieniądze na nic się nim nie zdadzą. Zmienię to. Nie, ja i ona to zmienimy. Zaprowadzimy równość. Cholerną równość.
Starszy Holmes nie miał nawet odwagi wydukać słowa. Obserwował swojego brata, który stał w przejściu. Jedną ręką oparł się o framugę drzwi, spuścił głowę, zacisnął wargi. I powieki. Kiedy zaczął mówić dalej, Mycroft zrozumiał czemu. On z trudem powstrzymywał płacz.
- Politycy mają pieniądze, których nie wykorzystują – zaczął, łamał mu się głos – te dzieci muszą walczyć o przetrwanie. Rozumiesz? Ja, my, ona… Pławimy się w luksusie, kiedy inni cierpią. Na bogatych ulicach zawsze patrzą się krzywo i nieufnie jakby wszyscy chcieli zabrać ich pieniądze. Tam, na tych brudnych ulicach, chociaż jest bieda i niedostatek to ludzie się uśmiechają, cieszą, doceniają życie. Mam dość podziału Londynu na arystokrację i ludzi, których rząd skazuje na pewną śmierć we własnej ojczyźnie.
- Sherlock… - wyszeptał cicho Mycroft, podszedł do swojego brata.                     
Zabrał jego dłoń, która mocno zaciskała się na framudze, bliska zdarcia skóry i ujął ją mocno w swoje. Złożył delikatny pocałunek na zniszczonej od biegania po biednych ulicach powierzchni. Chłopak poderwał głowę do góry, odważył się otworzyć oczy. Kiedy brat objął go w pasie pewnie, niczym małe dziecko po długiej nieobecności w domu, wtulił się w jego szyję.
- Pomogę ci młody – stwierdził starszy Holmes – pomogę.
~-~
Dziewczyna przyszła wcześniej. Z papierosem między wargami siedziała otoczona grupką małych, brudnych dzieci w starych ubraniach z książką na kolanach. Niepełnoletnim błyszczały oczy, kiedy powoli otwierała zbiór bajek Tuwima, przy których jej biedni podopieczni mogli choć na chwilę zapomnieć o swojej sytuacji. Chłopak nie chciał przerywać tej chwili, więc usiadł z boku i pozwolił wtulić się w ciepło ciała małej, brązowowłosej dziewczynce. Dziewczyna wyjęła papierosa z ust i zaczęła czytać.

- Miauczy kotek: miau!
- Coś ty, kotku, miał?
- Miałem ja miseczkę mleczka,
Teraz pusta jest miseczka,
A jeszcze bym chciał.
Wzdycha kotek: o!
- Co ci, kotku, co?
- Śniła mi się wielka rzeka,
Wielka rzeka, pełna mleka
Aż po samo dno.

Pisnął kotek: pii...
- Pij, koteczku, pij!
Skulił ogon, zmrużył ślipie,
Śpi - i we śnie mleczko chlipie,
Bo znów mu się śni. 

Dziewczyna czytała spokojnym, głębokim głosem. Ta bajka była odpowiednia. W sam raz dla tych dzieci, które o bogactwie mogą tylko marzyć. Kiedy wypowiedziała ostatnie „śni” dzieci zaczęły klaskać zachwycone bajką, wymieniając między sobą poglądy na jej temat i opowiadając o swoim szczęściu, które znalazły w swoich snach. On wstał i usiadł obok niej. Te dzieciaki… Potrafiły współpracować razem. Nie rywalizowały. Były jedną, wielką rodziną. To było tak niezwykłe dla wychowanej wśród egoistów i idiotów arystokracji.
- Wiesz co? – zagadnęła, gdy sięgali po worki pełne cukierków. Jej brat był właścicielem fabryki i  w pewnym stopniu pomagał im w ich działaniach. – Słyszałam, że jakiś lekarz z centrum zdecydował się pomagać jako wolontariusz w naszej biednej dzielnicy. W innych już było kiedyś paru, ale tu jest tak duża bieda, że jeszcze nikt się tego nie podjął.
Chłopak zaskoczony zamrugał oczami. Wstrzymał się z odpowiedzią, aż do chwili, gdy rozdał szczęśliwym dzieciom pierwszą część cukierków.
- Orientujesz się kto?
- Niestety nie – pokręciła głową – ale jestem z tego powodu szczęśliwa. Brakuje leków. I opieki medycznej. Carl ostatnio się nieźle rozchorował, a w naszym szpitalu bez odpowiednich dokumentów pochodzenia go nie przyjmą.
- Kiedyś ich nie będzie – stwierdził – tych głupich dokumentów pochodzenia.
- Tak –dziewczyna pokiwała głową –nie będzie. Gadałeś z Mycroftem.
- Rozmawiałem – przyznał, rumieniąc się delikatnie na wspomnienie tej wymiany zdań – Postawiłem sprawę jasno tak jak ty podczas dyskusji z Martinem i Monic.
- W końcu się odważyłeś – parsknęła, chwilowo ignorując zaczerwienienie na policzkach przyjaciela. – Jakieś rewelacje?
- „Pomogę Ci” –powtórzył, mówiąc tym samym, niskim tonem co wtedy jego brat – tylko tyle wydukał. Mycroft zawsze dotrzymuje słowa, poza tym wyglądał jakby to zrozumiał. Poczekamy i zobaczymy co wymyślił. Matka ma jeszcze ubrania ze starej kolekcji, więc nam je da.
Viviann Holmes, choć nie na widoku, popierała działania młodszego syna. Była tego samego zdania co on, choć nie mówiła tego jasno – siedziała cicho, szyjąc swoje kolekcje na których zbierała fortunę. Trzymała jednak kciuki za dotarcie Sherlocka i Nathalie do rządu, użyczała ubrania i pieniądze. Dzięki niej i właścicielu firmy ogrodniczej ojca dziewczyny, Andrew, udało im się zaistnieć w tej biednej, ale szczęśliwej okolicy. Byli im za to niezmiernie wdzięczni i niezwykle się cieszyli, że chociaż ich rodzice dostrzegali brak zapotrzebowania na tak duże sumy.
- A wiesz kiedy zjawi się ten lekarz?
- Za dwa dni – ona uśmiechnęła się szeroko, a on się zaśmiał szczęśliwy.
Robili to codziennie, to był ich rytuał. Zajęli się dziećmi, rozdali jedzenie i poszli do tej samej uliczki co zawsze. Ona znów zapaliła, on znów zaciągnął się tabaką. Wygłoszono to samo przemówienie, mężczyzna w brązowym płaszczu ponownie uśmiechał się na ich widok.
Znów czuli radość na widok tej akceptacji. Biedni mieszkańcy tej dzielnicy byli tolerancyjni, wierzyli w nich. Nie to co londyńczycy dla których liczyły się niepotrzebne nawet pieniądze i przestrzeganie ustalonych z góry zasad.
W biednych dzielnicach nie tylko nie myśleli o pieniądzach, śmiali się, wspierali, ale byli tolerancyjni. Akceptowali jej fajki, jego narkotyki, ich głośne śmiechy, marzenia i pewne odchylenie zwane homoseksualizmem.
Tutaj czuli się jak w domu. Tutaj byli akceptowani. W tych brudnych ulicach, źle ubranych dzieciach z dala od hałasu i gwaru brytyjskiej stolicy.


środa, 8 lipca 2015

"mała sprawa" - rozdział 2//SherlockBBC

Trochę johnlockowo i melancholijnie. W następnym rozdziału to się zmieni i będzie więcej działania, niżeli myślenia. :D

__
John nie za bardzo wiedział jak ma zareagować. Wpatrywał się w ten dziwny obraz dłuższą chwilę przy czym miał wrażenie, że dzisiejszy dzień to w rzeczywistości sen. Albo czyiś żart. Mały Sherlock i jeszcze oni! Otrząsł się dopiero z chwilą, w której poczuł jak mała dłoń ściska jego. Spojrzał w dół (W DÓŁ!) na Sherlocka, który przechylił głowę w bok i uważnie obserwował swojego brata. Następnie sięgnął wolną rączką do buzi i przyłożył do dolnej wargi palec wskazujący. Najwyraźniej zastanawiał się nad tym, co właśnie zobaczył. Czyli detektyw też o tym nie wiedział? Nie, nie. Blondyn pokręcił głową. Istnieje możliwość, że odkrył tą tajemnicę - przecież w stanie aktualnym nie pamiętał nawet Johna.
- Mamy gości - burknął Mycroft, odsuwając od siebie policjanta.
Greg dopiero teraz zauważył stojącą w wejściu do salonu dwójkę. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, więc doktor wesoło się uśmiechnął, postanawiając chwilowo zapomnieć o tym, czego był świadkiem.
- O, witaj John. I... chwila, czy to Sherlock? - puścił dłonie Brytyjskiego Rządu, John dopiero teraz zauważył, że ujął je w swoje, po czym uścisnął przyjacielsko rękę byłego wojskowego i kucnął przed małym Holmesem. - Cześć, junior.
- Hej - odparł, delkatnie sie krzywiąc na to określenie. - Co ty zrobiłeś?
- Ale o co pytasz? - spytał, niewinnie się uśmiechając. Brwi inspektora wystrzeliły ku górze, a Sherlock nadymał policzki.
- No to z bratem, co przed chwilą uczyniłeś.
- Pocałowałem go.
- To wiem. Ale czemu? - puścił dłoń Johna i założył ręce na piersi. Wyraźnie domagał się wyjaśnień.
- A czemu nie?
Sherlock najwyraźniej po tej odpowiedzi się poddał. Czyżby jako dziecko nie miał jeszcze tej dociekliwości? Ciężko westchnął, roztrzepał swoje włosy i pewnym krokiem skierował do innego pokoju. Reszta udała się w stronę salonu. W głowie Johna pojawiło się tak wiele pytań na które chciał poznać odpowiedź, że aż nie wiedział od czego zacząć. Zajęli miejsca siedzące i końcowo pierwszy odezwał się Greg:
- Co się stało z Sherlockiem? To raczej mało normalne, że jest tak mały.
- Sprawa z chemikiem. Wstałem rano i taki już był - mruknął John, ciężko wzdychajac. Lestrade zamrugał zaskoczony oczami, kolejny szok w tym domu w ciągu godziny!, otworzył usta, lecz nie zdążył nic na to odpowiedzieć. Wojskowy go uprzedził. - Wy jesteście w związku?
- Blisko dwa lata - inspektor wyszczerzył się szeroko, a Watson mimowolnie jęknał z załamania. I on tego nie zauważył?
- Gratuluję - tylko to słowo wydobyło się z jego ust.
Z głębi domu dobiegł ich krzyk. Mycroft, który do tej pory milczał, ciężko westchnął i bez słowa wyszedł z salonu, zostawiając ich samych.
- Sherlock nie wspominał?
- Nie zdarzyło mu się - przyznał - to on wiedział?
- Sam się domyślił. Wystarzczyło, że dzień po naszym... - zawahał się chwile, ale kiedy John niecierplwie zastukał o ramę fotela, dokończył gładko - pierwszym pocałunku na mnie spojrzał. Do dziś nie wiem jak on to wydedukował.
- Rozumiem, że Sherlock raczej nie mawia ze mną o takich sprawach - zaczął po chwili Watson, ale  w głowie, niczym jego współlokator, odnotował by zabić tego skurwiela jak tylko podrośnie - ale czemu ty mi o tym nie powiedziałeś?
- Wiesz jaki jest Mycroft - stwierdził Greg, przy czym radośnie się zaśmiał. - Tak wyszło.
I w tym momencie ich rozmowa zeszła na inne tematy. John nie miał więcej pytań, a jego przyjaciel marne chęci na dążenie tego tematu. Rozmawiali długo. To o najnowszch sprawach, hitach filmowych, muzyce, polityce. Nawet nie zauważyli, kiedy wybiła 21. Usłyszeli pisk, potem wrzask i śmiech. Do pokoju wbiegł mini Holmes, a za nim wszedł ten większy. Pierwszy trzymał w prawej ręce długi, drewniany kij, w lewej zaś piracką czapkę. Drugi wpatwyał się w braciszka z istnym załamaniem.
- Jestem kapitanem tej łajby! - zawył radośnie Sherlock i nałożył nakrycie. Wszedł na oparcie kanapy, dumnie się wyprostował i skierował patyk do góry. - Płyniemy na wschód! Musimy dotrzeć do eliksiru przed Czarnobrodym!
John wpatrywał się w detektywa oniemiały. Oczy radośnie błyszczały, policzki były rumiane. Wyglądał na niezwykle szczęśliwego, wręcz zakochanego w otaczającej go rzeczywistości. Aż Watson zapragnął się dowiedzieć wszystkiego o małym Sherlocku. Przekonać się co tak odmieniło tego chłopaka, jak to się stało, że relacje tej dwójki tak podupadły, skąd to zainteresowanie morderstawmi. narkotyki... Chciał wiedzieć wszystko. Znać go jak najlepiej.
- Dobrze, kapitanie, będziemy gonić Czarnobrodego jak zjesz kolacje i się wyśpisz - stwierdził gładko starszy Holmes. Detektyw lekko się skrzywił, ale pozwolił wziąć się na ręce. - Wy też powinniście coś zjeść.
Po skończonym posiłku Mycroft wskazał sypialnię dla Johna, a w drugiej udał się położyć Sherlocka. Watson odłożył ubrania, poszedł do jednej z łazienek, aby skorzystać z prysznica. Duże, utrzymane w jasnych odcieniach pomieszczenie robiło wrażenie. Było o wiele większe od toalety na Baker Street. Mężczyzna zaczął się poważnie zastanawiać na jaką cholerę politykowi tyle miejsca. Rozumiał, żyli tutaj we dwójkę. No ale jednak, czy to nie była lekka przesada? Rozebrał się, odkręcił letnią wodę. Odchylił głowę do tyłu, oparł się o ścianę. Pozwolił, aby strumienie sunęły po jego umięśnionym ciele. Zaczął myśleć o Sherlocku. Dzisiaj zrozumiał jak ten wiele dla niego znaczy. Z chwilą, w której delikatnie zazdrościł starszemu Holmesowi tej bliskości z jego towarzyszem, powoli zaczynał rozumieć więcej. Powoli zaczynał się zastanawiać, czy aby napewno Sherlock Holmes jest tylko przyjacielem. Jego wyobraźnia podsunęła mu obraz dorosłego detektywa. Te loki, w które chciał wpleść palce, te usta, które chciał pokryć własnymi, te kości policzkowe, delikatność skóry, którą dotykał zakładając opatrunki... Odkręcił zimną wodę, gdy jego myśli zaczęły zbiegać na niebezpieczne tory. Pokręcił głową.
Tak, ta cała sytuacja uświadomiła mu, że chyba jednak jest gejem. Ale Sherlock wciąż zachowywał się jakby miał 7 lat. Swoje problemy może odstawić na później.
~
- Wstawaj, wstawaj! Zbliżamy się do wyspy świętej Marii! Zbliża się bitwa! - wołał radosny, dziecięcy głos.
John cicho jęknął, już chciał przwrócić się na bok, wyjątkowo spał na plecach, kiedy poczuł ciężar na biodrach i dłonie na torsie. Otworzył pierw prawe oko, potem lewe i spojrzał prosto w błyszczące tęczówki Sherlocka. Jego dziecięca twarz znajdywała się zbyt blisko jego, a wargi wykrzywione były w szczęśliwym uśmieszku. Chłopiec podskoczył nie doczekujac się odpowiedzi, więc w końcu doktor zdołał się odezwać:
- Że gdzie? - zabrzmiało to bardziej jak burknięcie. W tle usłyszał śmiech.
- Rozumiem, że miałeś ciężki dzień, ale już 11 - odezwał się kolejny głos. Ten co chichotał. Greg.
Słysząc podaną godzinę, żołnierz zerwał się do siadu, całkowicie zapominając o siedzącym na nim Holmesie. Chłopiec pisnął zaskoczony i mocno uchwycił się szyi Johna, zeby nie spać z łóżka. Doktor położył się nieco za blisko brzegu, więc ten nagły zryw groził upadkiem.
- Co tak gwałtownie? - jęknął z niezadowoleniem.
Ciepły oddech owiał jego szyję, poczuł gęsią skórkę, przypomniał sobie wczorajszy prysznic. Klną w myślach, pokręcił głową. Brunet przechylił głowę w bok i zmrużył oczy. Lestrade ponownie się zaśmiał.
- Leć do brata, Sherly - polecił - ja go dobudzę.
- Ok.
Mały pirat zeskoczył z łóżka i wybiegł z tymczasowej sypialni Johna. Policjant zasiadł w nogach Watsona ze złośliwym uśmieszkiem malującym się na jego twarzy.
- Chyba coś sobie uswiadomiłeś - stwierdził leniwie, po czym dodał - działaj. Oswojenie braci Holmes to trudne zadanie, ale z pewnością warte swojej ceny.
John zaskoczony zamrugał oczami, ale końcowo się uśmiechnął. No tak. On jednego już oswoił. Bez większego problemu zrozumiał, co siedzi w jego głowie.
- Jeszcze jakaś złota myśl? - wyszczerzył się, na co policjant parsknął śmiechem. Ale po chwili spoważniał.
- Jeśli chodzi o Sherlocka, to zanim spróbujesz zdobyć jego serce, przemyśl czy napewno tego chcesz. Nie bez przyczyny jest samotny - rzucił spokojnie. Już miał wyjść, ale prośba w oczach Johna go zatrzymała. - Nie miał zbyt łatwej przeszłości. Ale kto wie? Może sam się przekonasz, jeśli Sherlock zbyt prędko nie wróci do swoich rozmiarów. A teraz wstawaj, nic więcej ci nie powiem. Zaraz śniadanie.

~-~~

Pzd,
Hao c:

niedziela, 14 czerwca 2015

Podróż Czytelnika i Autora // SherlockBBC

Witaj, Czytelniku! Tak, tak. Do Ciebie mówię. Zapraszam, zapraszam. Chciałabym zaprosić Cię na podróż, co Ty na to? Pewną ciekawą wycieczkę, abyś chociaż na chwilę zapomniał o troskach codziennego dnia. Na samym początku zamknij oczy. Wycisz się. Policzę z Tobą, dobrze? 10, 9... Dobrze, teraz możesz je otworzyć. Mam nadzieję, że Twój umysł jest spokojny, a my możemy zacząć naszą podróż.  Miejsce do którego planuję Cię zabrać jest naprawdę niezwykłe! Jednakże, aby nasza wycieczka się udała musisz obudzić wyobraźnie. Gotów? Start!
Na samym początku chwyć moją dłoń, Czytelniku. Pewnie jest ciepła od ciągłego stukania w klawiaturę. Nie wiem, jaka jest Twoja. Ale jeśli bije od niej chłód, moje gorąco Ci pomoże. Zapewniam. Teraz pstryknę palacmi, ale się nie wystrasz. To tylko odrobina ciemności i nagła zmiana klimatu. Zabieram Cię w głąb mojego umysłu. Zaciskam moją dłoń i zamykam oczy. Ty nie musisz tego robić, ale jeśli chcesz to przecież Ci nie zabronię. Mruczę coś pod nosem, niewyraźnie bo ty słyszeć tego nie musisz. Coś stuka, coś huka. W oddali słychać jakby odgłos zamykanych drzwi. Szczekanie psa na ulicy, dźwięk pędzącego samochodu, matkę wołającą Twoje imię, ale nagle... Cisza. Twój pokój jak za dotknięciem magicznej różdżki znikł. Ale to nie Hogward, mój Drogi. To tylko wyobraźnia.
No, no! Rozejrzyj się! Do nozdrzy dochodzi zapach kwiatów. Do uszu szum liści, świergot ptaków. Zamiast ekranu komputera widzisz błękit cudownego, letniego nieba. Łąki pełne kwiatów, wysokie drzewa szumiące pod wpływem delikatnego wiaterku. Czujesz jak Twoje nogi łaskocze trawa, bo podróż pozbawiła Cię obuwia. Uwierz, doznania są lepsze, gdy możesz poczuć jak najwięcej. A ja stoję obok szeroko uśmiechnięta, zadowolona. Jakbym niemo krzyczała, że witam w mojej głowie! Chcę Ci pokazać więcej, znacznie więcej. Nie tylko tę okolicę jak z raju, jest tutaj znacznie więcej ciepła i dobroci. Idziemy dalej. W oddali dostrzegasz ładny, murowany domek o mocno czerwonym dachu. Kawałek dalej różany ogród, którego zapach dochodzi nawet tutaj. Psa, który radośnie goni swojego kociego towarzysza, by zaraz razem wylegiwać się w cieniu lipy. Docieramy do jeziorka. Przezroczysta woda, aż tak mało realna. Daje ukojenie w cieple, bo kraina jest jak najbardziej letnia, choć nie jest upalna. Jest idealnie. Prawda, Czytelniku? Siadamy na trawie, która wydaje się bardzo miękka. Wiatr bawi się kosmykami naszych włosów, ja się uśmiecham jeszcze szerzej.
I nagle słyszymy śmiech. Rozglądasz się, a ja dotykam Twojego ramienia i wskazuję biegnącą w naszą stronę dwójkę chłopców. Pierwszy, zdecydowanie nizszy, ale umięśniony, o włosach w odcieni ciemnego blondu mocno trzyma dłoń niezwykle chudego, znacznie wyższego bruneta. Ten pierwszy mówi coś do drugiego, oboje się śmieją. Obrazek jak z idealnego snu. Najprawdopodbniej nas nie widzą. Kiedy zbiegają z górki i docierając do jeziorka zatrzymują się. Chociaż w idealnej tafli wody odbijają się promienie słoneczne, tworząc niewykłą mozajkę kolorów, oni patrzą sobie prosto w oczy. Blondyn kładzie dłonie na policzkach towarzysza i muska jego wargi. To taki romantyczny, ciepły gest. Mówię Ci ich imiona. Blondyn to John, brunet to Sherlock. A to miejsce? Jest stworzone specjalnie dla nich. Mają dużo problemów, oznajmiam. A te łąki pozwalają o nich zapomnieć, te zwierzęta zachęcają do wyznawania sobie uczuć. Siadają przy tafli wody, przytulaja się do siebie. John całuje Sherlocka w skroń, szepce jak bardzo go kocha. Jego towarzysz cicho się śmieje. Mówi, żę ciągle to powtarza. A co na to blondyn? On oznajmia, że chce to mówić do końca. Do samego końca, bo jego miłość nie zna granic.
Patrzę na Ciebie. Stwierdzam, że pora już odejść. Jeszcze raz rozejrzyj się po tym miejscu, proszę. Zaraz wrócisz do rzeczywistości, tej monotonnej i szarej. Kwiaty zastąpią półki z książkami, pagórki i jeziora zaś szafki i łóżko. Szczęśliwe zwierzaki zamienią się w nie zawsze uśmiechniętych ludzi. Masz jeszcze jedną, krótką chwilę. Zerknij na to niebo, na te kolory odbijające się od jeziorka. Spójrz na tych chłopców, udowadniających, że prawdziwa miłość może istnieć. Może czegoś się od nich nauczysz? Może ta wycieczka uświadomi Ci, że nasze życie może być kolorowe i szczęśliwe? Zapamiętaj to miejsce. Naucz się chwytać każdą chwilą w swoim domu. Weź z nich przykład.
Nagle wszystko znika. Znów jesteś u siebie. W tej ciszy, którą przerwywa dźwięk samochodu, głos Mamusi, wiadomość na facebooku.
Ale mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Jeszcze kiedyś po Ciebie wrócę, jeśli zechesz.
Do tego czasu spróbuj patrzeć na świat, przez różowe okularki.

Pzd.
Hao

środa, 13 maja 2015

Ja umieram, John - 1/3



Betowała Yui, której baardzo dziękuję!


Wydawało się, że ten dzień będzie taki, jak każdy inny.

Rano zadzwonił do nas Lestrade, informując o kolejnym morderstwie. Tak jak zawsze podał adres, zachęcił skutecznie Sherlocka do przybycia, który od razu po telefonie radośnie podskoczył, odłożył eksperyment na później i już po chwili siedzieliśmy w taksówce.

Nic nie zapowiadało tego, że to wszystko zostanie zniszczone.

Na miejscu powitała nas Sally z tym swoim „cześć Świrze!”, Anderson z mało szczerą groźbą i Greg, który nie zwlekał długo z przedstawieniem suchych faktów.

Miało być tak, jak codziennie.

W pustym salonie ujrzeliśmy męskie zwłoki, trochę krwi, żadnych odcisków palców. Holmes nie miał większych problemów z wydedukowaniem tego, że ofiara pochodzi z Niemiec, świeżo po rozwodzie. Żona zabrała dzieci, a on chciał spędzić weekend w Londynie z dala od problemów. Miał być zwykłym turystą.

Jedyną różnicą było częste podgryzanie dolnej wargi przez Sherlocka, ale wydawało mi się, że to przecież nic niezwykłego. Myślałem, że tak walczy z papierosami. Nawet przez głowę mi nie przeszło dlaczego tak naprawdę on to robi.

Już na wieczór goniliśmy ulicami Londynu za mordercą, kochankiem żony zamordowanego, który obawiał się, że jego ukochana wciąż coś czuje do ojca dzieci. Beznadziejny powód. Przestępca działał pod wpływem emocji i choć udało mu się nie zostawić śladów na miejscu zbrodni, Sherlock nie miał większych problemów ze znalezieniem go.

Ten dzień, miał być taki jak inny.

Ale nie był.

Mieliśmy już wzywać taksówkę i wracać na Baker Street, kiedy Sherlock zaczął kaszleć. To nie był zwykły kaszel, Holmes wyglądał jakby się dusił. Padł na kolana trzymając się za szyję, prędko do niego podbiegłem. Nie udało mi się określić, od czego to jest. Mój współlokator zrobił się blady na twarzy, poleciłem policjantowi by zadzwonił po karetkę. Od razu wykonał moje polecenie.

- Ej, Sherlock… Co jest? Spójrz na mnie! Chcesz wody? – mówiłem prędko, niepewnie. Głos mi drżał.

Objąłem go ramionami, na co wszczepił palce w moją koszulę. Nos schował w zagłębieniu mojej szyi. Kaszel powoli ustawał, zaczynałem myśleć, że moja panika była niepotrzebna. Już miałem klnąc na siebie za niepotrzebne wołanie karetki, kiedy uścisk się poluźnił.

Sherlock zemdlał.

Później wszystko potoczyło się niezwykle szybko. Przyjechała karetka, zabrali mojego nieprzytomnego przyjaciela. Udało mi się przekonać ich, abym i ja udał się z nimi. Już zdarzyło mi się widzieć Sherlocka jadącego do szpitala, w nie najlepszym stanie… Ale za każdym razem znałem tego przyczynę. Teraz nie. I chyba właśnie to najbardziej mnie przerażało w zaistniałej sytuacji. Sherlock oddychał pozornie spokojnie, chociaż jego twarz była jeszcze bledsza niż zwykle, o ile to było możliwe. Pomimo to lekarze czegoś szukali wyraźnie podenerwowani, a jeden wykonał jakiś telefon.

Serce waliło mi jak szalone. Miałem wrażenie, przez te nerwy zaraz wybuchnę. Wyraźnie widoczne podenerwowanie lekarzy sprawiło, że poczułem nawet kropelki potu spływające po czole.

Czułem się strasznie.

Jak się później okazało, jeden z nich zadzwonił do Mycrofta. Brytyjski Rząd dotarł nawet wcześniej od nas, kolejny szok, a na jego twarzy malowała się troska i przerażenie. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Byłem zdenerwowany, moje nienaturalnie częste spojrzenia w stronę Sherlocka to wyrażały. Drżały mi lekko dłonie, ale zarówno starszy Holmes jak i lekarze milczeli.

To z kolei wzbudzało we mnie gniew.

Chwilę po tym jak dotarliśmy do szpitala lekarze zabrali gdzieś Sherlocka, każąc mi czekać wraz z miedzianowłosym. Dłuższą chwilę milczeliśmy, aż w końcu mężczyzna się odezwał:

- Nie powiedział ci – bardziej stwierdził, niżeli spytał.

- O czym? –ten dzień był coraz bardziej dziwniejszy.

- Zadanie uświadomienia Cię nie spoczywa na moich barkach – oznajmił, na co zsunąłem w pół powieki. O czym on, do cholery, pieprzy? – Wygląda na to, że musisz z nim porozmawiać jak się obudzi.

Już nic więcej nie powiedział. Wyciągnął z kieszeni swojego garnituru telefon i odszedł. Pracownicy szpitala opuścili salę, w której znajdywał się Sherlock, zezwalając mi na wejście. Leżący pośród białej pościeli wyglądał jeszcze bardziej mizernie. Oczy, chociaż otwarte i bez tzw. worków, wyglądały na zmęczone. Znów to robił. Zagryzał zęby na dolnej wardze, a kiedy wszedłem do środka, spojrzał na mnie przelotnie i uciekł wzrokiem. To kompletnie do niego nie pasowało.

- Sherlocku? Masz mi coś do powiedzenia? – spytałem, zajmując krzesło tuż przy jego łóżku.

Holmes wziął głęboki wdech. Zamrugał, spojrzał na mnie, na swoje dłonie. Szukał słów. A to było tak bardzo nie w jego stylu… Sherlock zawsze był ten, który mówił dużo. Aż za dużo. Nigdy się nie wahał, był bezczelny, bezpośredni i szczery do bólu. Nieśmiałość? To słowo chyba nawet nie istniało w jego słowniku. Ewentualnie, najzwyczajniej w świecie je wykasował, choć to przecież brzmi absurdalnie.

- Holmesie – ponowiłem, kiedy chwila milczenia się wydłużała coraz to bardziej.

- Umieram, John. Ja umieram – zaczął, a ja otworzyłem szeroko oczy. Poczułem gulę w gardle, nie wiedziałem co powiedzieć. – Wiem, że każdy jest z chwili na chwilę coraz bliżej śmierci, jednakże… Jestem chory. Diagnozę postawiono około pięciu miesięcy temu. Niedługo będę miał operację, najprawdopodobniej już jutro, jednakże szansa jej powodzenia wynosi około dwudziestu procent.

Sherlock nigdy nie kłamał.

Może umrzeć.

Poczułem, że drżę. Mimowolnie zamknąłem oczy, pochyliłem się do przodu, twarz opierając na dłoniach.

On umiera.

Osoba, dzięki której ja teraz żyję, istnieję, egzystuję, umiera.

- John…? – wychrypiał. Nie zareagowałem. – Ej, John!

Dopiero, gdy poczułem kościstą, niezwykle zimną dłoń na swojej, podniosłem głowę.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, Sherlocku? – wyszeptałem, by po chwili wykrzyczeć. – Dlaczego?!

- Nie chciałem cię zamartw…

- Słucham?! – znów uniosłem głos. – Sherlock… Ty jesteś dla mnie… Ważny… Najważniejszy…. – mój krzyk przeszedł w szept.

Jak mógł… Jak mógł?!

- John… - do pomieszczenia weszła pielęgniarka, patrząc na mnie wyczekująco. Musiałem wyjść. Sherlock będzie przygotowywany do operacji… - Nachyl się.

Spojrzałem zaskoczony na Sherlocka, ale spełniłem polecenie.

Po chwili poczułem chłodne dłonie na policzkach, a na wargach ciepłe, miękkie usta.

Sherlock. Mnie. Całował. Nie wiedziałem jak zareagować, ale już po chwili odwzajemniłem pocałunek i poczułem, jak Holmes się uśmiecha. Po chwili jednak dotyk zniknął.

Ale ja nie kontaktowałem.

Ktoś mnie wyprowadził z sali, posadził na krześle. Ale ja miałem w głowie tylko dziwną mieszaninę smaków i zapachów. Tytoń, mięta,drogie perfumy, pot… po prostu Sherlock.

Sherlock Holmes, który najprawdopodobniej wkrótce umrze.

Sherlock Holmes, który mnie pocalował.

Sherlock Holmes, idiota, którego kocham.

niedziela, 29 marca 2015

e-maile. 1/?//Sherlock BBC

Tym razem coś od Autorki.
Fan fiction pisany jest przez dwie osoby w formie e-maili.
Ja - Sherlock, Mycroft
Asia - John, Mrs Hudson, Greg
+ Radzę też się zapoznać z ogólnym opisem. ---->
WARINGS: Początkowe maile są romantyczne, słodkie i długie. Potem zachęcam do załamywania się nad naszą psychiką i ewentualnego śmiania się.
I przepraszam za układ tekstu. Nie ogarniam jak to działa, na starym blogu nie tworzyło mi samo akapitów.
Radzimy także czytać od kogo, do kogo, bo jest to pomieszane. Pisałyśmy to tak, jak byłoby to chronologicznie w rzeczywistości - co nie oznacza e-mail - odpowiedź. Często jest e-mail - e-mail - odpowiedź - odpowiedeź. A zresztą, przekonacie się.
Życzymy miłego czytania!

Od Asi: Jedyną betą tego opowiadania jest Tajjemnicza. W sumie, ona zajęła się moją ortografią, błędami interpunkcyjnymi i językowymi. Jednakże, człowiek nie maszyna. Z góry serdecznie dziękujemy za wytykanie różnych błędów :)

_
OD: j-watson@gmail.com
DO: she-holmes@gmail.com
TYTUŁ: Myśli
Witaj Sherlocku,
 Postanowiłem do Ciebie napisać tego maila, chociaż to dopiero pierwszy dzień mojego wyjazdu. Mam Ci wiele do przekazania, a że w cztery oczy nie potrafiłem Ci tego powiedzieć - piszę. I najwyżej zobaczę Twoją reakcję jak wrócę. Prawdopodobnie nazwiesz mnie tchórzem, jednakże teraz nie dbam o to.
 Od czego by tu zacząć? Znamy się już naprawdę długo, prawda? Od czasu kiedy spotkaliśmy się w Twoim laboratorium dzięki Stamfordowi. Wróciłem wtedy z Afganistanu, a Ty zadałeś mi to pytanie, które sprawiło, że zaciekawiłem się Twoją osobą. Pamiętasz? "Afganistan czy Irak?" Zachwyciłem się nie tylko Twoją inteligencją, ale i głosem. Tym niskim, ciepłym, a jednocześnie obojętnym. Marzyłem, abyś mówił więcej i więcej. Tylko do mnie. Choć to nieco egoistyczne z mojej strony, nie uważasz? Początkowo byłem Tobą zafascynowany, następnie pomimo słów Donovan zaprzyjaźniliśmy się. Potem to uczucie stało się głębsze. To już nie była zwykła fascynacja i przyjaźń. Zmieniło się to w zauroczenie. Nie wiem, czy wiesz, ale wprawiałeś mnie w wielkie zakłopotanie, gdy paradowałeś w samym prześcieradle. Czułem się zazdrosny o tą Kobietę. Powoli zaczynałem szaleć. I ostatnio zrozumiałem coś ważnego. Ja... Cię kocham. Tak, kocham. Nie chcę Cię stracić, ale nie potrafię już dłużej tego ukrywać. Wiesz, głupia ludzka natura. Nie pozwala mileczeć, bo ta cisza wyniszcza człowieka od środka. 
Choć, kto wie? Może to zauważyłeś? Zrozumiałeś jaka tajemnica mnie niszczy, odrzuca, rani, zżera od środka?
Umiesz zapominać, prawda? Więc jeśli Cię to brzydzi, odrzuca, nie chcesz teraz dzielić ze mną naszego mieszkania na Baker Street - zapomnij. Proszę, nie chcę Cię stracić. Nie musisz odpisywać. Możesz mi odpowiedzieć, jak wrócę. Bądź całkowicie to zignorować.
 Będę wysłuchiwał Twoich słów. Będę wsłuchiwał się w Twoje milczenie.
 Jesteś dla mnie ważny. Stałeś się moim narkotykem. Moją morfiną.
 Twój żołnierz, 
 John Watson 

OD: she-holmes@gmail.com
DO: j-watson@gmail.com
TYTUŁ: Strach nas ogranicza
Drogi Johnie,
Wchodząc na tego maila, jak zapewne wiesz, spodziewałem się kolejnych informacji w związku z nową sprawą. Cztery, identyczne morderstwa... Szkoda, że Cię tu nie ma. Jednakże, zachowam sie teraz odpowiednio - i chwilowo pominę tą intrygującą kwestię. Bądź, co bądź nie spodziewałem się wiadomości od Ciebie tak wcześnie. Mój mózg podpowiadał mi, że raczej ja napiszę pierwszy.
Strach nas ogranicza, Watsonie. Widzałem to. Twoje częste zakłopotanie, często uciekający wzrok, rumieńce. Jednakże nie potrafiłem tego nazwać. Miłość znam tylko z chemicznego punktu widzienia, ale postaram się na to jakoś odpowiedzieć. Chociaż nie zakładam, że będzie to jakieś poetyckie. Czy coś w tym stylu. Chociaż, mam nadzieję, że nie spodziewałeś się od socjopaty oglądającego dla rozrywki zdjęcia trupów wiersza. Wtedy bym się zawiódł na Twoich umiejętnościach dedukcji.
Wracając... Nie odpowiem w sposób, jaki oczekiwałeś. Nie powiem, czy o tym zapomnę, czy nie. Bo, NIE BĘDĘ TEGO POWTARZAĆ, nie potrafię teraz na to odpowiedzieć.
Tak, Sherlock, który gdyby miał ostatnie słowo przeżyłby samego Bog (Irene mi powiedziała, Watsonie), nie wie co powiedzieć.
 Polubiłem Cię. Z Tobą potrafiłem współpracować - z innymi mi się to nie udawało. Jesteś mi bliski, więc proszę Cię, nawet jeśli powiem "odejdź" to nie wierz w te bzdury o tym, że kochaną osobę się opuszcza, jeśli się ją kocha. Zwariowałbym bez Ciebie! Chociaż, nie rozumiem czemu. Myślisz, że skoro byłem zazdrosny o te wszystkie kobiety, skoro uwielbiam obserwować Twój uśmiech, czuć dotyk to też Cię kocham? Nigdy nie doświadczyłem miłośći. Rodzice i, może, Mycroft się nie liczą.  Chociaż może właśnie jej doświadczam? Z naciskiem na to może.
Tak, muszę zniszczyć nawet najpiękniejszy moment.
Cieszę się, że mi to powiedziałeś. Nie jestem zły. Jeśli chodzi o odpowiedź, daj mi czas. 
Twój Sherlock

OD: j-watson@gmail.com
DO: she-holmes@gmail.com
TYTUŁ: -
Sherlocku!
Nie śmiałbym liczyć na jakieś wiersze, ale trzeba przyznać, że i tak wyszło Ci to dość uroczo. E-maila przeczytałem całego, dwa razy, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy. Móc wyrzucić to, co ciąży tyle czasu i jeszcze zobaczyć taką odpowiedź...
To co powiesz na mały eksperyment? Jak wrócę sprawdzimy, czy to jest miłość, czy też nie. Chociaż wiesz, zazdrość to jest jej część.
I naprawdę byłeś o nie zły?
Wiem, że chcesz odpowiedzieć o tych morderstwach. Nie krępuj się.
Nudno tu.
Tęsknię za Tobą,
John

OD: mr-holmes@gmail.com
DO: j-watson@gmial.com
TYTUŁ: Brat
Witaj John!
Piszę do Ciebie, aby coś ważnego Ci przekazać.
Jeśli złamiesz mu serce, ja złamię Ci obie nogi. Ewntualnie je wyrwę.
Czy to jasne?
Mycroft

OD: j-watson@gmail.com
DO: mr-holmes@gmail.com
TYTUŁ: Skrzynka
Witaj Mycroft.
Mogę Ci obiecać, że nigdy go nie skrzywdzę. Za bardzo go kocham. Nie pozwolę także zrobić tego innym.
Do której skrzynki się włamałeś? Do mojej, czy Sherlocka?
John

OD: mr-holmes@gmial.com
DO: j-watson@gmail.com
TYTUŁ: Re: Skzynka
Mam dostęp do obu.
MH

OD: she-holmes@gmail.com
DO: j-watson@gmail.com
TYTUŁ: Morderstwa!
UROCZO?! Johnie Watsonie, radzę nie łączyć tego przymiotnika z moją osobą! To jest niedopuszczalne.
A na czym miałby polegać ten eksperyment?
Może. Chyba. Nie wiem. Tak mi się wydaje.
Cztery osoby zamordowano jednego dnia. Każdą w taki sam, dziwny sposób. Na początku wbito ostry kawałek drewna w uda ofiar, a potem przestrzelono głowę centralnie między oczami. Najbardziej ciekawi mnie to, że mordowano ich w odległości czasowej około 10 minut. Za to między miejscami jest minimum 15 minut drogi taksówką... Dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Przedział wiekowy to 25 - 30. Póki co nie znalazłem nic, co by ich łączyło. Nauczycielka, trener karate, sprzedawca i kucharz. Majątek też marny. Rodziny normalne. Ale coś musi być, prawda? Mordowano ich w opuszczonych domach, nie mam bladego pojęcia, co oni tam robili. Trochę jak nasza pierwsza sprawa, prawda?
Dam zdjęcia, które wysłal mi Lestrade.
Czemu się tam nudzisz? Co tam robisz? Może wrócisz wczesniej?
SH
PLIKI: Załącznik(1), Załącznik(2), Załącznik(3), Załącznik(4)

OD: j-watson@gmial.com
DO: mr-holmes@gmail.com
TYTUŁ: Re: Re: Skrzynka
Mogłem się tego spodziewać.


OD: j-watson@gmail.com
DO: she-holmes@gmail.com
TYTUŁ: Re: Morderstwa!
Nie mogłem znaleźć na to innego określenia.
Dowiesz się, jak wrócę. Ufasz mi?
Te zdjęcia są ohydne. Strasznie tam u Was krwawo. To może posprawdzaj telefony, poszukaj walizek... Może faktycznie żadnego powiązania nie ma, nie zakładaj, że musi być. To do Ciebie nie podobne. Greg z Tobą wytrzymuje?
Bo to jest nudne. Wykłady dla lekarzy wojskowych, przystosowanie do służby w cywilu... Rozmawialiśmy już o tym. Nie mogę wcześniej wracać.
Ale chciałbym. Cholernie tęsknie.


OD: j-watson@gmail.com
DO: ins-lestrade@gmail.com
TYTUŁ: Sherlock
Jak się sprawuje nasz detektyw pod moją nieobecność?
John

OD: she-holmes@gmail.com
DO: j-watson@gmail.com
TYTUŁ: Mghm
To mogłeś sobie je darować!
Ufam. Ale nie lubię trwać w niepewności.
Prawda? To takie piękne! Tyle zabawy. Są w trakcie sprawdzania, pomyślałem o tym! Nie zakładam. Tak mi się napisało przedtem... Chyba wytrzymuje. Nie narzeka.
Nie podrywasz tam kolejnej pani doktor?
SH

OD: mr-holmes@gmail.com
DO: j-watson@gmail.com
TYTUŁ: -
Właśnie. A wiesz czemu od razu tego nie założyłeś?
MH

OD: ins-lestrade@gmail.com
DO: j-watson@gmail.com
TYTUŁ: Re: Sherlock
Dziękuję Bogu, że dał tą sprawę. W innym wypadku pewnie byłby nie do wytrzymania. Jednakże, teraz aż tak bardzo źle nie jest. Trochę mniej znośny niż zwykle, ale daję radę.
Co u Ciebie?
Lestrade

OD: ins-lestrade@gmail.com
DO: mr-holmes@gmail.com
TYTUŁ: Johnlocki
I jak? Miałem rację?
Lestrade

OD: j-watson@gmail.com
DO: she-holmes@gmail.com
TYTUŁ: Re: Mghm
Nie mogłem.
Nauczymy Cię cierpliwości. Ciesz się, że zabrałem się za to dopiero teraz.
Sherlock, przerabialiśmy już to. Nie mów o zabawie, podczas wzmianki o morderstwach. To się cieszę. Nie torturuj go.
Nie podrywam. Liczysz się tylko Ty.
Chwila... Ty faktycznie jesteś zazdrosny!

OD: j-watson@gmail.com
DO: ins-lestrade@gmail.com
TYTUŁ: Re: Re: Sherlock
To dobrze. Trzymam za Ciebie kciuki.
Umieram z nudów. Przyzwyczaiłem się do Sherlocka.

OD: j-watson@gmail.com
DO: mr-holmes@gmail.com
TYTUŁ: --
Bo jestem idiotą?

OD: mr-holmes@gmail.com
DO: j-watson@gmail.com
TYTUŁ: --
Zgadłeś.
MH

OD: mr-holmes@gmail.com
DO: ins-lestrade@gmail.com
TYTUŁ: Re: Johnlocki
Miałeś. Cholera.
Co Ci jestem winien?
MH

OD: ins-lestrade@gmail.com
DO: j-watson@gmail.com
TYTUŁ: ha!
Wiedziałem, że tak będzie.

OD: ins-lestrade@gmail.com
DO: mr-holmes@gmail.com
Tytuł: Mr
Seks bez żadnego marudzenia z Twojej strony. Trzy razy. Kiedy tylko chcę.


_
CDN. <: